Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeba mi było zapomnieć Fedory, wyleczyć się z mego szaleństwa, wrócić do mej pracowitej samotni lub umrzeć. Nałożyłem tedy sobie ogrom prac, zamierzyłem dokończyć zaczętego dzieła. Przez dwa tygodnie nie opuszczałem mego poddasza, trawiłem wszystkie noce na studjach. Mimo mej energji i smagającej mnie rozpaczy, pracowałem trudno i z przerwami. Muza pierzchła. Nie mogłem wypędzić świetnego i drwiącego widma Fedory. Każda moja myśl wylęgała inną chorobliwą myśl, jakieś żądze straszne jak wyrzut sumienia. Naśladowałem pustelników Tebaidy. Nie modląc się jak oni, jak oni żyłem na pustyni, żłobiąc moją duszę zamiast żłobić skały. Byłbym sobie w potrzebie opasał biodra paskiem uzbrojonym kolcami, aby pokonać ból moralny bólem fizycznym.
Jednego dnia, Paulina weszła do mego pokoju.
— Pan się zabija, rzekła błagalnym głosem; powinienby pan wyjść, odwiedzić przyjaciół...
— Ach, Paulino, twoje proroctwo sprawdziło się. Fedora mnie zabija, chcę umrzeć, życie jest mi nie do zniesienia.
— Czyż tylko jedna kobieta jest na świecie? rzekła z uśmiechem. Po co te nieskończone zgryzoty w życiu które jest tak krótkie.
Spojrzałem na Paulinę ze zdziwieniem. Już jej nie było. Nie zauważyłem jej zniknięcia, usłyszałem głos nie rozumiejąc znaczenia słów. Niebawem trzeba mi było zanieść rękopis memu pachciarzowi literackiemu. Pochłonięty namiętnością, żyłem bez pieniędzy, sam nie wiem jak; wiedziałem tylko że czterysta pięć-