Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zabobonny. Zabobon jest często nadzieją. Wróciwszy do pokoju, ujrzałem dwie piękne sztuki monety, których obecność wydała mi się podejrzana. Pogrążony w pół śnie, siliłem się sprawdzić moje rachunki, aby usprawiedliwić przed sobą tą niespodzianą gratkę, ale usnąłem zgubiwszy się w bezużytecznych cyfrach. Nazajutrz, Paulina zaszła do mnie w chwili gdy kupowałem lożę.
— Może panu nie wystarczy tych dziesięć franków, rzekła rumieniąc się dobra i luba dziewczyna; matka poleciła mi ofiarować panu te pieniądze. Niech pan bierze, niech pan bierze.
Położyła trzy talary na stole i chciała uciekać, ale ją zatrzymałem. Podziw osuszył łzy, które kręciły mi się w oczach.
— Paulino, rzekłem, jesteś aniołem! Ta pożyczka wzrusza mnie o wiele mniej, niż delikatność z jaką mi ją ofiarujesz. Pragnąłem kobiety bogatej, wykwintnej, utytułowanej; obecnie chciałbym mieć miljony i spotkać młodą dziewczynę biedną jak ty i jak ty bogatą sercem; wyrzekłbym się nieszczęsnej namiętności która mnie zabije. Może masz słuszność.
— Dosyć, rzekła.
Ucichła, i jej słowiczy głos, jej czyste trele rozległy się na schodach.
— Szczęśliwa jest, że nie kocha jeszcze! rzekłem, myśląc o torturach jakie cierpiałem od miesięcy.
Piętnaście fraków Pauliny zdały mi się bardzo. Fedora, przestraszona zaduchem sali w której mieliśmy spędzić kilka godzin, wyraziła żal że nie