Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ci jestem dzięki. Dwadzieścia pięć ludwików to dla mnie bogactwo...
— Większe niż mniemasz, odparł śmiejąc się. Jeżeli Finot daje mi porękawiczne za ten interes, czy nie domyślasz się że ono będzie dla ciebie? Jedźmy do lasku bulońskiego, rzekł, ujrzymy tam twoją hrabinę, a ja ci pokażę przystojną wdówkę, którą mam zaślubić: urocza osoba, Alzatka nieco przytłusta. Czytuje Kanta, Schillera, Jean Paul’a i mnóstwo książek hydraulicznych. Ma manję pytania mnie o zdanie; muszę udawać, że rozumiem wszystkie te sentymentalne niemczyzny, że znam mnóstwo ballad, wszystkie ziółka zabronione mi przez lekarzy. Nie mogłem jeszcze w niej wytępić entuzjazmów literackich, płacze jak bóbr czytając Goethego i ja muszę także popłakiwać przez grzeczność, bo chodzi o pięćdziesiąt tysięcy franków renty, mój drogi, i najładniejszą nóżkę, najładniejszą rączkę pod słońcem!... Ach! gdyby tak nie mówiła miłoźdź i zerdze, to byłby ideał kobiety!
Ujrzeliśmy hrabinę, świetną w świetnym ekwipażu. Kokietka odkłoniła się nam bardzo czule, rzucając mi uśmiech, który mi się wydał boski i pełen uczucia. Ach, byłem bardzo naiwny, wierzyłem że jestem kochany, miałem pieniądze i skarby namiętności, koniec nędzy! Czułem się lekki, wesół, rad ze wszystkiego, kochanka mego przyjaciela wydała mi sie urocza. Drzewa, powietrze, niebo, cała natura, powtarzały mi uśmiech Fedory. Wracając z Pól Elizejskich, wstąpiliśmy do kapelusznika i do krawca Rastignaka. Sprawa Naszyjnika pozwoliła mi porzucić mój nędzny rynsztu-