Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już zamknęły drzwi. Mimo iż spokrewniony z osobami bardzo wpływowemi i szczodremi swą protekcją dla obcych, nie miałem ani krewnych ani protektorów. Duma moja, wciąż dławiona w swoich wylewach, zamknęła się w samej sobie. Mimo iż z gruntu szczery i naturalny, musiałem się wydać zimnym obłudnikiem; despotyzm ojca odjął mi wszelkie zaufanie w siebie; byłem niezręczny i nieśmiały, nie wierzyłem aby mój głos mógł mieć jakąś władzę, nie podobałem się sam sobie, zdawałem się sobie brzydki, wstydziłem się własnego spojrzenia. Mimo wewnętrznego głosu który winien podtrzymywać ludzi z talentem w ich walkach i który mi krzyczał: „Odwagi! naprzód!” mimo nagłych przejawów mej siły w samotności, mimo nadzieji, jaka mnie ożywiała, kiedy porównywałem nowe i podziwiane przez publiczność utwory z temi które lęgły się w mej myśli, wątpiłem o sobie jak dziecko. Trawiła mnie bezgraniczna ambicja, sądziłem że jestem przeznaczony do wielkich rzeczy a czułem się pogrążony w nicości. Potrzebowałem ludzi, a nie miałem przyjaciół. Trzeba mi było torować sobie drogę w świecie, a byłem sam, nietyle nieśmiały ile wstydliwy. Jak wszystkie wielkie dzieci, marzyłem potajemnie o szczytnej miłości. Znałem wśród moich rówieśników gromadkę fanfaronów, którzy szli z podniesioną głową, plotąc błahostki, przysiadając się śmiało do kobiet które mnie się wydawały najbardziej imponujące, mówiąc impertynencje, żując gałkę od laski, mizdrząc się, częstując się wzajem najładniejszemi istotami, skłaniając (istotnie lub