Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mawia głośno i umie nakazać posłuch; jesteśmy szczerzy bez zastrzeżeń; takim byłem wówczas. Chciałem usprawiedliwić zaufanie ojca; niegdyś byłbym mu z roskoszą ściągnął drobną sumkę; ale, dźwigając wspólnie z nim brzemię jego spraw, jego nazwiska, jego domu, byłbym mu oddał pokryjomu moje mienie, moje nadzieje, tak jak mu poświęcałem moje przyjemności, szczęśliwy wręcz z mego poświęcenia! To też, kiedy p. de Villèle wygrzebał, jakby umyślnie dla nas, dekret cesarski o umorzeniach, który wtrącił nas w ruinę, podpisałem sprzedaż mego mienia, zostawiając sobie jedynie wyspę bez wartości, położoną na Loarze, gdzie znajdował się grób mojej matki. Dzisiaj może nie zbrakłoby argumentów, kruczków, względów filozoficznych, filantropijnych i politycznych aby mnie zwolnić od tego co mój adwokat nazywał głupstwem; ale, mając dwadzieścia jeden lat, jest się, powtarzam, samą szlachetnością, ciepłem, miłością. Łzy, które ujrzałem w oczach ojca, były wówczas dla mnie najpiękniejszym majątkiem a wspomnienie tych łez nieraz było mi pociechą w mej nędzy. W dziesięć miesięcy po spłaceniu wierzycieli, mój ojciec umarł ze zgryzoty; ubóstwiał mnie i przywiódł mnie do ruiny! ta myśl zabiła go. W r. 1826, mając lat dwadzieścia dwa, późną jesienią, szedłem zupełnie sam za pogrzebem mego pierwszego przyjaciela, mego ojca. Mało który młody człowiek znalazł się, sam ze swemi myślami, za trumną, zgubiony w Paryżu, bez przyszłości, bez majątku. Sieroty przygarnięte przez miłosierdzie publiczne mają bodaj za przyszłość pole