Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Och! gdybyś ty znał moje życie!
— Och! wykrzyknął Emil, nie myślałem, że jesteś tak banalny; ten frazes jest mocno zużyty. Czy nie wiesz, że wszyscy mamy pretensję do tego że cierpimy o wiele więcej od drugich?
— Ach! westchnął Rafael.
— Ależ ty jesteś skończony błazen ze swojem: Ach! No, gadaj: czy jaka choroba duszy lub ciała zmusza cię co rano ściągać skurczem twoich mięśni konie które wieczór mają cię rozszarpać, jak niegdyś Damiensa? Czy zjadłeś własnego psa, na surowo, bez soli, na swem poddaszu? Czy twoje dziecko mówiło ci kiedy: „Jestem głodne?” Czy sprzedałeś włosy kochanki aby iść grać? Czy spieszyłeś kiedyś do fałszywego mieszkania płacić fałszywy weksel wystawiony na nazwisko fałszywego wuja, z obawą że przybędziesz za późno? Gadaj, słucham! Jeżeliś się chciał rzucić w wodę dla kobiety, dla protestowanego weksla lub z nudów, wyrzekam się ciebie. Wyspowiadaj się, nie kłam; nie żądam od ciebie pamiętników historycznych. Bądź zwłaszcza tak zwięzły jak tylko pozwoli ci twoje pijaństwo; jestem wymagający jak czytelnik a skłonny do senności jak kobieta na nieszporach.
— Biedny głupcze! rzekł Rafael. Od kiedyż-to cierpienia nie mierzą się wedle wrażliwości? Kiedy osiągniemy ten stopień wiedzy, który nam pozwoli pisać historję naturalną serc, mianować je, dzielić na rodzaje, gatunki, rodziny, skorupiaki, skamieniałe, jaszczurki, wymoczki, na... czy ja wiem co? wówczas, mój