Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

den uśmiech, na żadną obietnicę, chcę zrobić z mego życia jedynie długi karnawał.
— Ależ, wykrzyknął Rafael, czy szczęście nie płynie z duszy?
— Ba! odparła Akwilina, czy to nic widzieć się podziwianą, otoczoną pochlebstwem, tryumfującą nad wszystkiemi kobietami, nawet najcnotliwszemi, miażdżyć je naszą pięknością, naszem bogactwem? Zresztą, żyjemy więcej w jednym dniu niż poczciwa kumoszka w dziesięć lat; to rostrzyga wszystko.
— Czy kobieta wyzuta z cnoty nie jest wstrętna? rzekł Emil do Rafaela.
Eufrazja obrzuciła go spojrzeniem żmiji i odparła z akcentem niezrównanej ironji:
— Cnota! zostawiamy ją brzydkim i ułomnym. Cóżby miały inaczej, te biedactwa?
— Zamilcz, wykrzyknął Emil, nie mów o tem czego nie znasz.
— A, nie znam! odparła Eufrazja. Oddawać się całe życie obmierzłemu człowiekowi, wychowywać dzieci które nas opuszczą i mówić im „Dziękuję” kiedy nas godzą w serce: oto cnoty, jakie nakładacie kobiecie; i jeszcze, aby ją nagrodzić za jej wyrzeczenie, narzucacie jej męczarnie starając się ją uwieść; jeżeli się oprze, kompromitujecie ją. Ładne życie! Lepiej już zostać wolną, kochać tych którzy nam się podobają i umrzeć młodo.
— Nie obawiasz się zapłacić za to kiedyś?
— Więc cóż! odparła, zamiast mięszać uciechy ze zgryzotami, dzielę moje życie na dwie połowy: