Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowo. Te kolejne fazy ciszy i zgiełku miały niejakie podobieństwo z symfonją Beethowena.
Siedząc na miękkiej otomanie, dwaj przyjaciele ujrzeli zbliżającą się ku nim wysoką i zgrabną dziewczynę, o wspaniałej postawie, o fizjognomji dość nieregularnej ale uderzającej i wyrazistej, przemawiającej do duszy silnemi kontrastami. Czarne jej włosy, splecione w lubieżny węzeł, jak gdyby świeżo przebyły batalję miłosną, spadały lekkiemi puklami na szerokie barki, na których oko spoczywało z przyjemnością. Długie ciemne pasma nawpół otulały majestatyczną szyję, po której światło ślizgało się raz poraz uwydatniając delikatność jej ślicznych zarysów. Matowo blada skóra uwydatniała gorące tony jej żywych kolorów. Oko, zbrojne długiemi rzęsami, rzucało śmiałe płomienie, iskry miłości. Czerwone, wilgotne i rozchylone usta wzywały pocałunków. Dziewczyna ta miała kibić dość tęgą ale rozkosznie elastyczną; biust i ramiona były wspaniale rozwinięte jak u pięknych postaci Carrache’a; mimo to zdawała się gibka i zręczna. Siła jej pozwoliła zgadywać w niej zwinność pantery, tak samo jak krzepka wytworność jej kształtów przyrzekała palące rozkosze. Mimo że ta dziewczyna musiała umieć śmiać się i baraszkować, w oczach jej i uśmiechu było coś przerażającego. Podobna owym prorokiniom nawiedzonym przez demona, raczej budziła zdumienie niż zachwyt. Wszystkie wyrazy przesuwały się tłumnie, niby błyskawicami, po jej ruchliwej twarzy. Oczarowałaby może zużytego rozpustnika, ale młody człowiek zląkł-