Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie fioletowa, straszna, brała udział w powszechnym ruchu zapomocą wysiłków podobnych do kołysania się okrętu lub trzęsienia breku.
— Czy pan ich zamordował? spytał Emil.
— Mówią że kara śmierci ma być zniesiona na intencję rewolucji Lipcowej, odparł Taillefer podnosząc brwi z miną pełną wraz sprytu i głupoty.
— Ale czy pan ich nie widzi kiedy we śnie? nalegał Rafael.
— Już jest przedawnienie! rzekł morderca spęczniały złotem.
— I na jego grobie, wykrzyknął Emil sardonicznie, przedsiębiorca pogrzebowy wyryje: Przechodniu, użycz łzy jego pamięci!... Och! dodał, dałbym chętnie pięć franków matematykowi, któryby mi algebraicznie dowiódł istnienia piekła.
Rzucił pieniądz w powietrze wołając:
— Bóg albo nic! orzeł czy reszka!
— Nie zaglądaj, rzekł Rafael chwytając pieniądz; kto wie? przypadek jest tak figlarny!
— Niestety, podjął Emil z żałośnie błazeńską miną, nie widzę gdzie postawić nogę między geometrją niedowiarka a Pater noster papieża. Ba! pijmy. Pij! taka jest, o ile mi się zdaje, wyrocznia boskiej flaszy i służy za konkluzję Pantagruelowi.
Pater noster, rzekł Rafael, dało nam naszą sztukę, nasze pomniki, może naszą naukę, i — większe jeszcze dobrodziejstwo! — naszą nowoczesną formę rządu, w której wielka i twórcza społeczność znajduje cudowne przedstawicielstwo w pięciuset inteligencjach,