Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstępując na wewnętrzne schody wiodące do sal na pierwszem piętrze, ujrzał tarcze, zbroje, rzeźbione cyborja, drewniane posągi wiszące na ścianie, stojące na każdym stopniu. Ścigany najdziwniejszemi kształtami, cudownemi tworami mieszczącemi się na pograniczu śmierci i życia, szedł niby we śnie. Wreszcie, zatraciwszy poczucie swego istnienia, stał się jak te osobliwości: ani zupełnie martwym ani zupełnie żywym. Kiedy wszedł do dalszych magazynów, zaczynał zapadać zmierzch; ale światło zdawało się zbędne owym lśniącym od złota i srebra bogactwom które były tam nagromadzone. Najkosztowniejsze kaprysy marnotrawców, którzy skończyli na poddaszu strwoniwszy wiele miljonów, znajdowały się w tym rozległym bazarze ludzkiego szaleństwa. Kałamarz, zapłacony setką tysięcy a odkupiony za pięć franków, leżał obok sekretnego zamku, którego cena starczyłaby niegdyś na okup dla króla. Tu, rodzaj ludzki ukazywał się we wszystkich przepychach nędzy, w całej chwale swoich olbrzymich małostek. Hebanowy stół, prawdziwe cacko artysty, wyrzeźbione wedle rysunków Jana Goujon, owoc kilku lat pracy, nabyto może w cenie drzewa na opał. Szacowne puzdra, sprzęty wykonane ręką wróżek, leżały tam niedbale porzucone.
— Wy tu macie miljony! wykrzyknął młody człowiek dochodząc do pokoju, który kończył niezliczony szereg komnat, złoconych i rzeźbionych przez artystów ubiegłego wieku.