Strona:PL Ave Maria 022.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sumienniej, a inni bracia szydzili zeń i przezywali głośno półgłówkiem.
W pierwszych tygodniach, nawet i przez pierwsze miesiące nowicjatu, burzyła się w nim krew zuchwała. Prostował się dumnie, usta, co tak niedawno jeszcze sypały rozkazy, na których skrzywienie korzyła się służba, zamierali strachem poddani, usta te drżały gniewnie; w oczach zapalały się czerwone iskry; już, już zdawało się, że krzyknie głosem wielkim i zapłaci za drwiny i grube żarty uderzeniem twardej pięści... Lecz te chwile buntu trwały krótko. Spuszczał na piersi hardą głowę i odchodził cicho do swej roboty. Ile go kosztowało każde takie duchowe zwycięstwo, wiedziała tylko Pani najlitościwsza, której imię jako wieczną pieczęć na swe usta położył.
Mijały dni spokojnie w pracy i modlitwie. Z biegiem czasu przestano się zajmować „Bezimiennym”; nikt na niego nie zważał, przyzwyczaili się bracia do niemowy. Z opatem wiązała go ściślej tajemnica, u niego się też zawsze spowiadał.
W drugim roku po przyjęciu pielgrzyma do klasztoru umarł stary ojciec Bonifacy. Bogobojnych starszych zakonników przenoszono jako przełożonych do nowych klasztorów, na ich miejsce przybywali inni. Nowy opat objął przełożeństwo po śmierci dawnego. Po latach dwudziestu z dawnej braci pozostało tylko dwóch czy trzech zgrzybiałych starców i Bezimienny, którego historji nikt nie znał i nikt o nią nie pytał. Raczej legenda z podejrzeń i zmyślenia zmieszana, którą staruszkowie w dobrej wierze młodszym opowiadali, przywarła do murów klasztornych... Zbrodzień zakamieniały, wyrokiem sądu skazany na dożywotnie więzienie, a łaską cesarską osadzony w murach klasztornych...
Brat Bezimienny pełnił najniższe posługi, młodzi i starzy nim się wyręczali, a każdy patrzał nań ze wstrętem... Zbrodzień zakamieniały! Że też to śmie ubliżać Matce Bożej, powtarzając po stokroć dziennie Jej imię!

∗                ∗