Strona:PL Ave Maria 006.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bógby dał, żeby to prawda była... ja ludzkiemu gadaniu nie wierzę.
— Chyba nie siedzi cięgiem w norze jak puhacz w dziupli — ze śmiechem rzucił Jakób, a Hans dodał:
— Juści, piesby tego nie wytrzymał, a nie dopiero człowiek.
— Wy mi tu gadacie nicpotem, a ów przeklętnik ze swymi druhami już tam na nas może czyha u zakrętu — furknął pan Pieter i obejrzał się.
— Cobyście się wasza miłość lękali... odkąd ino mury Foitsbergu[1] zamajaczyły w dalekości, nie spuszczam oka z baszt, a zwłaszcza z onej Córuchny zatraconej; spokojno tam, nijakiego ruchu, widno wyjechali naprawdę.
— Powiadajcież jasno, na wyrozumienie — wtrącił się do rozmowy jeden z łuczników — słowa słyszę, a nijak się wyznać nie zdolę, co chcecie rzec.
— Jakoż to ma być? — drwiąco zawołał Hans — czupryna szpakowata, a ludzkiego gadania nie rozumiecie?
— Phi... toli słyszę, chodzi wam o jakiegoś rycerza, o jakiś zamek, o córuchnę...
— Tedy, co wam jeszcze więcej potrza? — Nie złapiliście nitki?
— My ta od Helweckich gór, nie tutejsi; cóż się dziwujecie, że waszych stron nie znamy? Wynajęliście nas do obrony przed zbójcami, to i poszliśmy. A więcej nie wiemy nic.
— Otóż właśnie o zbójach mowa; raczej o jednym, najmocniejszym, najniegodziwszym. Rycerz to, pan całą gębą; włości ma, winnice, lasy, a jeszcze mu się cudzej krwawicy zachciewa. Bodaj go ziemia żywcem pochłonęła! Bodaj z piekła nie wyjrzał przez wieki wieków!
— O psi syn jeden!... Wolejbym się spotkał w boru ze zgrają opryszków, niźli... A cóż ta córuchna? Dopomaga właścicielowi, czy jak?

  1. Zamek Rheinstein w średnich wiekach zwał się Foitsbergiem.