Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JAK KLERYK W CHACIE ZBÓJA MADEJA NOCOWAŁ
I JAK GO MADEJ ZABIĆ NIE MÓGŁ.


Dawne to były czasy!
Gdzie spojrzeć, rosły lasy,
Gęste, ciemne, bez drogi,
A w lasach zbójca srogi,
Jak dąb krzepki, wysoki,
Czyhał co cztery kroki
Z pałką, z nożem za pasem.

Takim to dzikim lasem
O przedwieczornej dobie
Młody kleryk szedł sobie.
Słońce gaśnie za borem,
Lśniąc czerwonym kolorem,
Maluje buki, sosny,
A on idzie radosny,
Pobożne pieśni śpiewa,
Szumem wtórzą mu drzewa
I ptaki, co na gniazda
Spać lecą...
Pierwsza gwiazda
Błysła na niebios brzegu.

Czas myśleć o noclegu!

Lecz gdzie tu znaleźć w borze
Przytułek? Wtem woddali
Coś błyska, coś się pali:
To z chaty światło może?
„Tożbym spoczął, aż miło!“