Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan zechce to zrozumieć i zlituje się nade mną. Gdyby babę brzuch bolał, albo jakie inne wnętrzności, proszki pomogłyby lub może jakieś krople... Ale to całkiem inna sprawa. To przeziębienie... Pierwszą rzeczą trzebaby krew puścić!
Felczer jednak nie słuchał wywodów Jakuba i wywoływał następnego pacjenta.
— Idź, idź sobie z Bogiem, nie ma mi tu co głowę zawracać.
— Niech pan doktór zlituje się i postawi jej choć pijawki!
— Wynoś się, wynoś się bałwanie!
Tego było za wiele. Jakub, dotknięty do żywego, bez słowa pożegnania opuścił gabinet.
A gdy wsiedli na wóz, spojrzał pogardliwie na okna szpitalne i rzekł:
— Posadzili ich tutaj. Patrzcie no jacy artyści! Bogatemu to byście bańki postawili a biedakowi jednej pijawki żałujecie, niech zdycha jak ten pies!
A gdy wrócili do domu, Marta zwlokła się z wozu i stanęła pod piecem. Bała się położyć, myśląc, że dziad zacznie urągać, że nie pracuje i darmo chleb zjada. A jutro znów dzień Jana Bożego... pojutrze Mikołaja Cudotwórcy. Jakub znów nie będzie pracował...
— Trzeba się zabrać do pracy — pomyślał Jakub. — Marta umrze lada dzień.
Nic nie mówiąc, przyłożył jej do pleców żelazny metr i wziął miarę na trumnę. Potem przeżegnał się i wziął się do roboty.
A gdy trumna była skończona, wziął książeczkę rozchodową i zapisał:
„Trumna dla Marty Iwanowowej — 2 ruble 40 kop.”
Zamknął księgę i westchnął głęboko.
Stara leżała cicho z zamkniętymi oczyma. Gdy noc zapadła, Jakub usłyszał jej cichy, ochrypły głos:
— Pamiętasz, stary... było to dawno... 50 lat temu. Siedzieliśmy oboje pod wierzbą nad rzeką... Pamiętasz nasze dzieciątko z jasnymi włoskami... Umarło biedactwo...