Strona:PL Anton Czechow - 20 opowiadań.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zywało na to, był to wint. Tego w ogóle nie można nawet nazwać grą w karty...
Fantastyczne, dziwne, tajemnicze...
W siedzących przy stole Pieriesołow poznał urzędników: Serafina Gwizdulina, Stiepana Kułakiewicza, Jeremiasza Niedojechowa i Iwana Pisulina.
— W cóżeś to wyszedł, diable rogaty? — oburzył się Gwizdulin, patrząc z wściekłością na siedzącego naprzeciw niego partnera. — Czy można tak wychodzić? Miałem w ręku drugiego Dorofiejewa, Szepielewa z żoną i Stiepkę Jerłakowa, a ty walisz w Kofejkina? W ten sposób leżymy bez dwóch! Trzeba było, głowo kapuściana, wyjść w Pogonkina!
— Na coby się to zdało? — żachnął się partner. — Wychodzę w Pogonkina, a Iwan Andreicz ma w ręku Pieriesołowa.
— Moje nazwisko tu w coś wmieszali! — wzruszył ramionami Pieriesołow. — Nic nie rozumiem!
Pisulin rozdał karty. Urzędnicy grali dalej:
— Bank Państwa!...
— Dwa! Izba skarbowa...
— Bez atu...
— Bez atu? Ty? Hm?... Urząd Gubernialny — dwa! Raz kozie śmierć! Dopiero co w Oświeceniu Publicznym położyłem się bez jednej, teraz znów rozłożę się jak długi w Urzędzie Gubernialnym. Ale gwiżdżę!
— Nic nie rozumiem! — szepnął Pieriesołow.
— Wychodzę w radcę stanu! Dorzuć, Wania, jakiegoś tytularnego lub gubernialnego!
— Po co tytularny? Mogę w Pieriesołowa...
— A my twojego Pieriesołowa w zęby, w zęby. Mamy Rybnikowa. Będzie legenda bez trzech! Pokażcie no Pieriesołowową! Nie ma co kanalii ukrywać...
— Moją żonę teraz poruszyli! — pomyślał Pieriesołow. — Nic a nic nie rozumiem...
Chcąc rozproszyć wątpliwości, jakie nim owładnęły, Pieriesołow otworzył drzwi i wszedł do „dyżurki”. Zjawienie się diabła z rogami i ogonem nie wywołałoby wśród urzędników takiego efektu i nie napędziłoby im tyle strachu, jak nagłe zja-