Strona:PL Antologia współczesnych poetów polskich (1908).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz skrzydło prawe sunęło się dalej
Naprzeciw chmurze Stogniewowych szyków,
Dwa wichry lecą — dwa gromy — dwie fale...
Starły się. — Gievon nie słyszał okrzyków —
Tylko coś błysło na spiętrzonym wale
Głów końskich, ponad piersią wojowników —
Wionęła jakaś błyskawica złota...
A potem łoskot — szczęk mieczów grzmot młota
I ciężki piersi dech — i obłok bury —
I klekot głuchy — urywany — w rogi.
Tak, gdy uderzą o siebie dwa tury,
Oprą się łbami i poplączą rogi:
Grzmot tylko słyszysz, jakim charczą chmury,
Nie widzisz walki, a wre bój złowrogi
Gievo drży, chrzęstem przestrach zdradza zbroja.
— »O, nie upadaj, złota gwardyo moja!...
Ciało Winnildy przebiegają dreszcze.
Podpory szuka biała, drżąca ręka —
A dwie się chmury zmagają, złowieszcze
Szelesty płyną... Szum — huk... to mur stęka
Piersi lechickiej... Jeszcze — jeszcze — jeszcze,
Siłą całego ramienia — Niech pęka,
W gruzy się sypie i runie do błota —  —«
— »O, nie upadaj, moja gwardyo złota!«
I nie upadła... Wzniósł się obłok siny
I odkrył oczom głuchej walki pole —
Hufce Stognicwa wśród krwawej doliny
Już się pierścieniem wygięły w półkole —
Łamią je lasów teutoburskich syny,