Przejdź do zawartości

Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z za drzwi zda się słyszę hasło,
I choć lampy światło zgasło,
Olśniewam od jej promyka?
Wołam, kto tam? — lecz nikogo
Nie ma, pod strzechą ubogą
Sieroty i samotnika.


Muza.

Poeto, weź twą lutnię, dziś wino młodości
W żyłach wrzącej przyrody ferment swój odbywa;
Pierś moja kołysana pragnieniem miłości
Drży gwałtownie i usta szkarłatem okrywa!
O leniwy dzieciaku, patrz, jakem urocza,
Przypomnij sobie słodkie dawnych pieszczot zdroje,
Kiedyś bladł za dotknięciem pasm mego warkocza,
I z załzawionem okiem biegł w objęcia moje!
Ach, jam cię pocieszała w ciężkich prób kolei,
W miłości twojej ziemskiej katuszach daremnych,
Dziś, ty mi daj odetchnąć choć chwilką nadziei,
I pomodlić się z sobą śród tych smugów ciemnych.


Poeta.

To ty, muzo jasnowłosa
Wołasz na mnie z za drzew wianka?
Ty kwiat życia, wiosny rosa,
Wierna poetów kochanka!