Przejdź do zawartości

Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Poeta.

Jakże ciemno śród polany!
Sądziłem, że mgłą obwiany
Cień jakiś pływał nad lasem;
Z zielonej on wybiegł łączki,
Stopami ściął kwiatów pączki,
I oto — senne widziadło
Znikło już, we mgle przepadło.


Muza.

Poeto! weź twą lutnię! Nocą nad łąkami
Zefir, w wonnej obsłonie pieści się i bawi.
Róża — niewinna jeszcze — zwartemi listkami
Szmaragdowego szersznia na łonie swem dławi.
Słuchaj, ucichło wszystko! wspomnij na kochankę...
Dziś w wieczór, pod lipami, tę ciemną altankę
Promień słońca pożegna czulej niźli wczora;
Dziś w wieczór maj się zacznie, świat z odmytą pleśnią
Napełni się miłością, zapachem i pieśnią,
Jak nowo zaślubionych weselna komora.


Poeta.

Czegóż bije serce biedne,
Zkąd to uczucie bezwiedne
Ducha mojego przenika?