Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widzisz, oto i teraz stajesz się piękniejszą,
Gdy milczysz i opuszczasz mnie bez odpowiedzi,
Zostawiając mi tylko łzy na mojej twarzy.

Czemu tak zawsze chcesz mnie straszyć swemi łzami?
Czemu chcesz bym drżał myśląc, że jest może prawdą
W dniach minionych na ziemi posłyszane zdanie:
„Bóstwa same nie mogą odwołać swych darów.“

O biedny! stokroć biedny! w dniach minionych dawno
Z innem sercem niż teraz, innemi oczami,
Jakby zupełnie nie ten co dzisiaj, śledziłem
Świetlany w koło ciebie tworzący się zarys,
I mgliste loki coraz słoneczniej płonące;
Mieniąc się w ślad za tobą, czułem, jak krew moja
Żarzy się żarem, który czerwienił powoli
Twój pałac w pół otwarty, czułem wtedy leżąc
Usta moje i czoło ocieplone rosą
Tych pocałunków, które wonniejszemi były
Od ledwie rozwiniętych pączków dni wiosennych,
I mogłem słyszeć z ust tych, co mnie całowały,
Jakiś szept nieujęty, namiętny a słodki,
Podobny do cudownej pieśni Apolina,
Od której Ilion w niebo wytrysnął wieżami.

Teraz już mnie nie trzymaj w swem królestwie wschodu!
Wszak stan mój dłużej z twoim nie może iść w parze?