Strona:PL Alighieri Boska komedja 509.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nocy wszędy rozlały się cienie,
Każdy z nas łoże ze stopnia uczynił;
Bo własność góry odjęła nam nagle
Moc szczeblowania, raczej niż ochotę. —
Jak kozy, pierwej niźli się napasą,
Swawolne, chyże, skaczą po gór szczytach,
A potem w cieniu, gdy słońce doskwiera,
Żują swój pokarm potulne i ciche,
Kiedy nad niemi, oparty na kiju,
Spoczynku strzegąc, czujny pasterz stoi.
I jako owczarz, co zewnątrz gospody
Wkoło uśpionej noc przepędza trzody,
Bacząc by zwierz ją nie rozproszył dziki;
Tacyśmy byli wszyscy trzej w tej dobie
Ja, jako koza, oni, jak pasterze,
Z obu stron w groty uwięzieni ściany. —
Mało tu nieba widzieć można było,
A jednak na niem widziałem dokładnie
Większe niż zwykle i jaśniejsze gwiazdy.
Gdy się wpatruję i rozmyślam o nich,
Sen mnie ogarnął — ów sen, który często,
Nim rzecz się stanie, już ma o niej wieści.
W chwili, jak mniemam, gdy gwiazda Cytery,[1]
Co wiecznie ogniem miłości goreje,
Od wschodu pierwszy szle promień ku górze,
Mnie się wydało we śnie że oglądam
Młodą i piękną niewiastę na błoniu —
Szła biorąc kwiaty i nucąc mówiła:

  1. Gwiazda Cytery, czyli Venus, jest to zorza poranna.