Strona:PL Alighieri Boska komedja 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prowadź mnie, proszę, i znidźmy w głąb dołu;
Bo jak ztąd słyszę, i nic nie rozumiem.
Tak patrząc w głębię, nic wcale nie widzę. —
— „Zamiast wszelakiej, rzecze, odpowiedzi
Zrobię jak życzysz; bo prośbie uczciwej
Milcząc należy zadosyć uczynić.“
Zeszliśmy tedy ku końcowi mostu,
Kędy do wału ósmego przytyka,
Ztąd się głąb' dołu przedemną rozwarła. —
W jej wnętrzu kupę ujrzałem straszliwą
Wężów, tak różnych kształtów i rodzajów,
Że na wspomnienie krew się w żyłach ścina.
Niech się Libijska nie chełpi pustynia,
Że płodzi żmije, hydry i padalce,
I skorpiony i dwugłowe węże,
Bo nigdy tyla i złości i jadu,
Nie miała w sobie z Etiopją razem
I z tym, co leży nad Czerwonem morzem.[1]
Między tą srogą i ohydną ciżbą
Pędzili ludzie nadzy, przerażeni,
Napotkać żadnej nie mogąc nadzieji
Ni dziury jakiej, ni heliotropu.[2]
Ręce ich na tył związane wężami,
Które przez biorda wytknąwszy ogony,
I głowy, węzłem plączą się na przodzie.
Oto w jednego, co stał z naszej strony,
Wąż jakiś wpił się i tam go ukąsił,
Gdzie szyja w jedno wiąże się z barkami,

  1. Nad morzem Czerwonem, leży Egypt.
  2. Ostatnie dwa wiersze znaczą: że potępieńcy, pędzący pomiędzy natłokiem wężów, nie mieli nadzieji ukryć się od nich, ani w jakiejkolwiek dziurze, ani za pomocą kamienia zwanego heliotropem, który wedle wiary starożytnych ludów, miał taką własność, że ten kto go nosił przy sobie, stawał się niewidzialnym.