Strona:PL Alighieri Boska komedja 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzucając okiem, rzekłem: O mój Mistrzu!
Jeśli nie skryjesz prędko mnie i siebie
Strasznie się boję tych przeklętych szponów;
Już są za nami: tak jasno je widzę
W mej wyobraźni, że je czuję, zda się. —
— A on mi na to: „Gdybym szkłem był nawet,
Pod które jasny ołów podłożono,
Nie tak bym prędko postać twą zewnętrzną
Ściągnął ku sobie, jako twój wewnętrzny
Obraz w mej duszy odbijam i wrażam;
Bo już w tej chwili wszystkie myśli twoje,
Podobne treścią, i kształtem podobne,
Tak się z mojemi zbiegły, że z nich razem
Postanowienie utworzyłem jedno:
Jeśli brzeg prawy dosyć jest pochyły,
Byśmy zejść mogli do drugiego dołu,
Umkniemy łatwo rojonej pogoni.“ —
Jeszcze był swego niedokończył zdania,
Kiedy nas djabli skrzydłem wytężonem
Tuż, tuż ścigając, chwytali już prawie.
W tem Wódz mój dobry ujął mnie w ramiona,
Jak matka nagłym zbudzona łoskotem
Gdy widzi w koło pożaru płomienie,
Chwyta swe dziecię i pędem ucieka,
A więcej dbając o nie, niż o siebie,
Tyle się nawet czasu nie zatrzyma,
Aby koszulę wdziać przynajmniej na się; —
I wnet ze szczytu urwistego brzegu