Strona:PL Alighieri Boska komedja 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy tchu niestało, przypada do krzaku
I oba w jeden kłębek się splątali.

Z tyłu za nimi las był napełniony
Zgrają suk czarnych, które rozjuszone
Biegły jak charty ze smyczy spuszczone.
I wszystkie w tego, co się ukrył w krzaku
Kły zapuściły, rozdarły na sztuki,
I przecz poniosły bolejące członki!

Naonczas Mistrz mój ujął mnie zą rękę
I wiódł do krzaka, co krwawemi rany
Jęczał na męki próżno mu zadane.
„Jakóbie, mówił, da Santa Andrea,
Cóż ci ztąd przyszło, żeś sobie kryjówkę
Uczynił ze mnie? I cóżem ja winien,
Że życie twoje było zbrodni pełne?[1]
A Mistrz, stanąwszy nad nim niewzruszony,
Rzecze: „Kim byłeś? że tylu ranami
Ziejesz z krwią razem tak żałośne słowa?“
A on nam: „Dusze, któreście tu przyszły
Patrzeć na moję niesłuszną męczarnię,
Co liście moje odemnie oddarła,
Do stóp smętnego zgarnijcie je krzaku.
Jestem ja z miasta, które na Chrzciciela
Zmieniło swego pierwszego patrona,
Za co on zawsze zgubną sztuką swoją
Zasmucać będzie to niestałe miasto.[2]
A przecież, gdyby nad mostem przez Arno

  1. Jedni sądzą, że opowiadający jest: duchem Rocco de' Mozzi, inni jest to Lotto degli Agli. I ten i tamten, po stracie majątków, nie chcąc żyć dłużej, obwiesili się w domach swoich.
  2. Wykładają to tym sposobem, że Florencya w czasach pogańskich miała za patrona Marsa, a kiedy stała się chrześciańską, oddała się pod opiekę Świętego Jana Chrzciciela. Widać, że Dante, stosownie do przesądów ludu chce objaśnić wojny trapiące Florencję tem, że rozgniewany Mars (bóg wojny), mści się nad miastem, którego pierwej był patronem.