Strona:PL Alighieri Boska komedja 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widziałem tedy ową piękną szkołę
W około mistrza najszczytniejszych pieśni,
Który, jak orzeł, nad innych wylata. —
Kiedy chwil kilka z sobą pomówili,
Z uprzejmym znakiem zwrócili się ku mnie;
A Mistrz mój luby uśmiechnął się na to.
I większy jeszcze zaszczyt mi zrobili;
Bo mnie przyjęli do swojego grona,
Że byłem szóstym wśród tych mędrców wielkich.
Szliśmy ku światłu, mówiąc o przedmiotach,
O których teraz zamilczeć przystoi,
Jak tam przystało mówić, gdzieśmy byli.
Do stóp pysznego zdążyliśmy zamku,
Który wysoki mur siedemkroć wieńczy,
A wkoło piękna rzeczułka go strzeże.
Przeszliśmy po niej, jak po suchej ziemi,
I w towarzystwie mędrców znakomitych,
Przez siedm podwoji, wszedłem i stanąłem
W pośrodku łąki najświeższej zieleni.
Znalazłem tutaj innych ludzi wiele:
Wzrok ich wspaniały i nieco surowy,
Na twarzy wielka rozlana powaga,
A mówią zwolna i głosem łagodnym.
Z brzegu tej łąki wstąpiliśmy potem
Na miejsce jasne, otwarte i wzniosłe,
Zkąd wszyscy razem mogli być widziani.
Tu, wprost przedemną, na zielonem błoniu,
Wskazane sobie miałem duchy wielkie;