Sześć Afrykanek staje na dywanie.
Żyd złotych rybek chwali kupno tanie.
W promieniach słońca rosną tłumu gwary,
Ciała się kręcą, — słychać handlowanie.
Podwójnym trafem, Hassan téż przybywa;
Namuna wstaje, biegnie, żyda wzywa.
„Jestem blondynką — rzecze — lecz me ciało
Zyska na cenie, gdy barwa fałszywa
Zmieni mi włosy, — więc mi głowę całą
Zczesz, by niczyje oko nie poznało.”
Jak dla Kamila Konstancya przed laty,
Własnym sztyletem rozdziera swe szaty
I rzecze: „sprzedaj mnie teraz, o cenie
Pomówisz późniéj.” Co mówiąc, w arenie
Chwyta za łańcuch, przykuty do kraty,
I daje serce w zamian za spojrzenie.
I gdyby prawda nie była mi drogą,
Rzekłbym, iż Hassan odkupił niebogą,
Gdy mu ją z targu żyd przywiódł znękaną;
Że się na zdradzie zbyt późno poznano,
I że od nieba rozkoszy noc błogą
Biednej Namunie w nagrodę krzywd dano.
I rzekłbym, zwłaszcza, że Hassan dziś czuje,
Iż prędzéj — późniéj kobieta wygrywa;