Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Któréj tak szukał od nocy do rana?
I gdzież się kryje ta niewywołana?
Cóż to za węzeł połączył ich trwale,
Że ją chce śledzić tak zapamiętale?

XLVII.

Czyż pośród tylu piękności nie była
Żadna piękniejsza, bardziej wyjątkowa,
Coby choć w części fikcyę zastąpiła?
Gdzież ten ideał? Gdzie ta białogłowa?
Poco przed nami jéj postać się chowa?”
Niestety! Żadna jéj wdziękiem nie lśniła.

XLVIII.

I ta gonitwa cię zmęczyć nie może.
Bóg ci tak kazał, więc biegniesz w pokorze,
Kształtów swéj mary nie tracąc w pogoni.
Aniś się cofnął, jak orzeł, nim z błoni
Nie porwie łupu, jak grom, co w przestworze
Wpierw huknie, zanim się skryje w chmur toni...

XLIX.

Choć świat się starał być ci złym prorokiem,
Chociaż cię mierzył głupim, drwiącym wzrokiem,
Tyś nań spoglądał, jakim był, bez złości.
I przebywałeś wciąż te góry czczości,
I coraz młodszy, chciwszy z każdym krokiem,
Ssałeś zbiedzoną pierś rzeczywistości.

L.

I modrooka w puchach otomany
W wonne objęcia do pieszczot cię brała,