Któréj tak szukał od nocy do rana?
I gdzież się kryje ta niewywołana?
Cóż to za węzeł połączył ich trwale,
Że ją chce śledzić tak zapamiętale?
Czyż pośród tylu piękności nie była
Żadna piękniejsza, bardziej wyjątkowa,
Coby choć w części fikcyę zastąpiła?
Gdzież ten ideał? Gdzie ta białogłowa?
Poco przed nami jéj postać się chowa?”
Niestety! Żadna jéj wdziękiem nie lśniła.
I ta gonitwa cię zmęczyć nie może.
Bóg ci tak kazał, więc biegniesz w pokorze,
Kształtów swéj mary nie tracąc w pogoni.
Aniś się cofnął, jak orzeł, nim z błoni
Nie porwie łupu, jak grom, co w przestworze
Wpierw huknie, zanim się skryje w chmur toni...
Choć świat się starał być ci złym prorokiem,
Chociaż cię mierzył głupim, drwiącym wzrokiem,
Tyś nań spoglądał, jakim był, bez złości.
I przebywałeś wciąż te góry czczości,
I coraz młodszy, chciwszy z każdym krokiem,
Ssałeś zbiedzoną pierś rzeczywistości.
I modrooka w puchach otomany
W wonne objęcia do pieszczot cię brała,