Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A dołem, dołem jak wzrok sięgnąć może,
Złocistych kłosów kołysze się morze;
Na morzu wyspy kwiecistéj murawy,
I rozprószone jak wędrowne nawy
Gdzieniegdzie domki bieleją z poddasza...
To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza!
Ciemne błękity mleczna droga dzieli,
Ziemia spoczęła w zroszonéj pościeli,
Czasami tylko koń zarży na stepie,
Lub na jeziorze ptak skrzydłem zatrzepie,
Czasami tylko spływa z gór jak struga
Trąby Juhasa nuta smętna, długa:
Obudza czujność i napaść odstrasza...
To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza!
Zima pokryła pola, lasy, skały,
Nad strumieniami zawisły kryształy;
Po srebrnych wstęgach przez białe doliny
Suną się sanie, jak szare godziny;
Liszka na słońcu czerni się z daleka,
Gromada ptasząt pod strzechę ucieka;
A dym w słup bije, w obłok się rozprasza...
To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza!
Dworek przy drodze, na słupach wystawa,
Wrota otworem, na dziedzińcu trawa,
Studnia z żurawiem, gołębnik przy stronie,
Za gumnem w kwiecie bielą się jabłonie;
Krzyczy na słotę paw w stercie schowany,
A na lamusie klekocą bociany.
Gospodarz wita do domu zaprasza —
To Polska!... Polska!... To Ojczyzna nasza!
Gdzie jeszcze mężne nie wygasło plamie,
Co za swych Ojców wiarę, mowę, ziemię