Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeżeli Onufry w Dreznie stał się powodem niepokoju, który krótko opowiedziałem a długo cierpiałem, to w Lipsku mógł był wtrącić mnie do niewoli, z której dopiero com się był otrząsł, albo mnie umieścić w lazarecie, albo i prosto w raju, gdzie nb. dostać się mam zawsze nadzieję, a przynajmniej skąpać w Elsterze, bo jak wiadomo most tam nie czekał na wszystkich. Tak jest, mógł był stać się tego wszystkiego przyczyną, gdyby nie ślepe Fatum co tak dziwacznie igra w dymie wznoszącym się po nad pola bitwy. — Dziewiętnastego października, ostatniego dnia czterodniowéj, najkrwawszéj jaka może kiedy była i będzie walki pod Lipskiem, między dziesiątą godziną a południem, staliśmy Oficerowie sztabu Księcia Neufchatel pod drzewami, które ulicą otaczają miasto. Czekaliśmy rozkazów, — słuchaliśmy nie wystrzałów, bo tych trudno już było rozróżniać, ale raczej grzmotu mniej więcéj ryczącego, który nas w około opływał. Już wtenczas i szary koniec wiedział jak rzeczy stoją. Z upadkiem potęgi francuskiej upadły i nadzieje Polaków. Ale mniemaliśmy, że dopiero pod Lipskiem tracimy powtórnie Ojczyznę, nie wiedzieliśmy, że Napoleon najłatwiej zawsze przyjmował warunek wrócenia jej w potrójne jarzmo niewoli. Piekielna obłudo! szatańska polityko! Tyle poświęcenia, tyle krwi przyjmować za nadzieje, których w głębi serca nie myśli się spełnić. Skrępował nas tém Księstwem Warszawskiém, tym Królem Saskim i kiedy pozbawił wszelkiéj samodzielności, jak martwą swoją własnością był zawsze gotów rozrządzić. Biada człowiekowi, którego los zawisł od drugiego, ale dwa-