Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z przyjaciółkami raz mówiąc o tobie,
W tak się szalonym uniosłam sposobie,
Zem rzekła: Kto chce z każdym się założę,
Że nic ufności naruszyć nie może,
Którą ma Zdzisław w przywiązanie moje.
Nawet dowodów żadnych się nie boję,
Bo gdybym sama, — dodałam w zapale, —
W oczy mu rzekła: Nie kocham cię wcale:
On tak mi ufa, że nie dałby wiary...
I bardzo słusznie, bo kocham bez miary.

Zdzisław.

I moje serce na los się użala!?

Paulina.

Zakład przyjęto. — Napisano listy.
Ja dołączyłam dowód oczywisty.
Jednak zważałam aby na rywala,
Najpoczciwszego ale najbrzydszego
Wybrać człowieka, Pana Antoniego.

Zdzisław.

O ja szalony!.. O ja dzikie zwierze!

Paulina.

Wszakże nazajutrz, strach mnie jakiś bierze...
Nie dotrzymuję więc danego słowa,
Piszę do ciebie...

Zdzisław.

Ale ja z Krakowa
Jak wiatr wypadłem... ach ja oszaleję!

Paulina.

Odbieram odpis, z początku się śmieję...
Wet za wet, myślę... list po liście piszę,
Lecz jakby w sobie, coraz głośniéj słyszę