Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Dolski.

Szczęście pozyskać serce Pani, otrzymać jéj rękę jest szczęściem, które mało kto marzył, a każdy zazdrościć musi... Ach... wybacz mi Panno Matyldo... nie chciałbym...

Matylda.

Wstęp nieobiecujący... ale mów Pan otwarcie, bardzo proszę.

Dolski.

Otwarcie więc powiem, nie jestem godny jéj ręki.

Matylda.

Ja myślę inaczéj... zastanów się Pan... zastanów się dobrze, jestem majętną... majętną. (Poruszenie ogólne.) Okażę czysty extrakt... jakże to zowią.. extrakt fabularny... Wszakże to tym sposobem wy Panowie staracie się podobać, nie prawdaż? — Ja was naśladuję. — Dobrze? Co?

Dolski.

Pani...

Matylda.

Tak albo nie? (Milczenie)

Dolski.

Trzykroć więc przepraszam ale... nie.

Matylda.

A zatém czysty odkosz... Cóż robić... każde stanowisko ma swoję dobrą i złą stronę... ale pomimo wyraźnego nie, którém mnie zaszczyciłeś... nie pozwalam, abyś odjechał... musimy się pokochać... choćby jak rodzeństwo. Nie chceszże zostać moim bratem? — Ja mam siostrę Panie Dolski... naszą lubą Anielkę.