Ta strona została przepisana.
Alfred.
Ty nie grasz?
Dolski.
Nie, zupełnie nie. (na stronie) O la Boga!
(Alfred śpiewa albo gra huczną aryę. Dolski kończy rachunek z Telembeckim — widać że mu śpiewanie przeszkadza... za mocniejszymi akordami jakby drutem elektrycznym był tknięty; widać, że czasem i swoję piosnkę nuci... Nareszcie rozmawiając odprowadza Telembeckiego do drzwi.)
Alfred.
Nie zły instrument. Skończyłeś przecie?
Dolski.
A tak, skończyłem.
(Alfred zasiada na kanapie, Dolski na krześle.)
Alfred.
Czy prawda, że się podajesz na Dyrektora w Towarzystwie kredytowém?
Dolski.
A tak, podaje się... nie mogłem odmówić tego Panu Jenialkiewiczowi.
Alfred.
Wiém, wiém. Dobrze robisz i żałuję, że nie mam prawa głosowania, miałbyś niezawodnie jeden głos więcéj, zapewne zbyteczny... ale nie pojmuję dlaczego nikt o tém do dziś dnia nie słyszał.
Dolski.
Cóż chcesz? — Wszak znasz Jenialkiewicza.
Alfred.
Tym razem zdaje mi się, że przesadził tajemnicą. Wszyscy myślą, że pod swoim anonimem kryje swojego bratanka Leona. I sam Leon nie zaprzecza.