Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a tu bulbulbul coraz głębiéj... (Matylda śmieje się klaszcząc w ręce z ukontentowaniem.) I gdyby jakiś szlachcic, co opodal łapał piskorze, nie był przyszedł na pomoc i za kark mnie nie wyciągnął, byłbym moknął dotychczas jak sztokfisz kapucyński.

Matylda.

Ach to musi być bardzo zabawne.

Karol (biorąc księgę).

Teraz nie przeszkadzaj mi.

Matylda.

Cóż to za księgi?

Karol.

Niesiecki. Ciotki będę szukał... Być nie może, aby gdzie w dawnych czasach nie było jakiéj ciotki.

Matylda.

Co ty pleciesz?

Karol.

Siadaj... masz... szukaj!..

Matylda.

Ciotki?

Karol.

Ciotki.

Matylda.

Na co?

Karol.

Aby po niéj majątek odziedziczyć jak Dolski.

Matylda.

Dolski odziedziczył?