Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

jaki niewymuszony wdzięk. To rozumiem... to jest przynajmniej kobieta, gdy cała tamta reszta to tylko wystrojone lalki.
— Ależ, kochany mój siostrzeńcze, pozwól sobie powiedzieć — odrzekła księżna pani, śmiejąc się — że tym razem twoja umiejętność odgadywania znajduje się na mylnej drodze. Osoba, którą tak wychwalasz, nie jest wcale paryżanką, pochodzi ona z Blois.
— O... moja ciotko!... — rzekł król z miną powątpiewającą.
— Ludwiko!.. zbliż się — zawołała księżna pani.
Młoda dziewczyna, którą poznaliśmy już pod tem imieniem, zbliżyła się strwożona, zarumieniona, i prawie ugięta pod spojrzeniem królewskiem.
— Panna Ludwika Franciszka de la Baume-Leblanc, córka margrabiego de la Valliere — przedstawiła ceremonjalnie księżna pani.
Młoda dziewczyna skłoniła się z takim wdziękiem, pomimo bojaźliwości, jaką natchnęła ją obecność króla, że ten, spoglądając na nią, stracił kilka słów z rozmowy, prowadzonej pomiędzy księciem Gastonem a panem kardynałem.
— Wychowanica — ciągnęła dalej księżna pani — pana de Saint-Remy, marszałka mojego dworu, który prezydował przy spożyciu tej wybornej indyczki z truflami, tak wielce wychwalanej przez Waszą królewską mość.
Żaden wdzięk, piękność, młodość nie mogłyby wytrzymać podobnej prezentacji.
Król uśmiechnął się.
Czy księżna pani rzuciła owe słowa, jako żart, czy też w naiwności ducha je wypowiedziała, dość, że było to pogrzebaniem wszystkiego, co król Ludwik znalazł miłem i poetycznem w młodem dziewczęciu.
Panna de la Valliere była chwilowo dla księżnej pani, a tem samem i dla króla, niczem więcej, jak tylko wychowanicą człowieka objawiającego znakomity talent w spożywaniu indyczek z truflami.
Na szczęście, Ludwika była tak zgięta w ukłonie, że nie słyszała słów księżnej pani i nie widziała uśmiechu króla. Król