La Fontaine napróżno chciał mówić swoją poezję, Loret recytował jednocześnie swój czterowiersz....
Już chciał zwrócić zapał swój ku hrabiemu Chanost, lecz w tej chwili Fouquet uprowadził hrabiego.
Opat spostrzegł to i zrozumiał, że poeta, roztargniony jak zawsze, gotów iść za rozmawiającymi: zastąpił mu więc drogę.
La Fontaine w tejże chwili uczepił się opata i prawił mu swoje wiersze.
Opat nie umiał po łacinie, kiwał tylko głową w takt poruszeń figury la Fontaina, jakiemi tenże akcentował sylaby długie i krótkie.
Gdy się to działo, poza stołem, zastawionym piramidami konfitur, Fouquet opowiadał wypadki tego wieczoru panu Chanost, swemu zięciowi.
— Trzeba wyprawić niepotrzebnych do ogrodu, niech się bawią fajerwerkami — mówił Pellisson do Gourvilla — my przez ten czas porozmawiamy.
— Dobrze — odpowiedział GourvilIe — i szepnął parę słów na ucho Vatelowi.
Ten zaprosił większą część młodzieży, kobiet i gadułów na spacer — podczas gdy ludzie poważni spacerowali w galerji, oświeconej trzystu świecami woskowemi, nie zwracając na siebie uwagi amatorów fajerwerków, zajętych bieganiem po całym ogrodzie.
Gourville przysunął się do Fouqueta i rzekł:
— Panie, jesteśmy tu wszyscy.
— Wszyscy?
— Chciej porachować.
Minister odwrócił się i rachował.
Osiem osób pozostało.
Pellisson z Gourvillem chodzili, trzymając się pod ręce, jakgdyby rozmawiali o rzeczach błahych i nic nieznaczących.
Loret i dwóch wojskowych naśladowali ich, spacerując opodal.
Opat Fouquet sam chodził.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/271
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 271 —