Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   260   —

rozgłosić całą sprawę. Trąbią teraz o tem po wszystkich ulicach Paryża i doprawdy, łaskawy panie, ty jeden nie wiesz o tem zdarzeniu...
Fouquet zaczął chodzić po pokoju, z coraz bardziej wzrastającym niepokojem.
— Cóż postanowisz, panie mój?... — zapytał Gourville.
— Gdyby tak było, udam się do króla!... — zawołał Fouquet. — Jadąc do Luwru wstąpię najpierw do ratusza. Jeśli wyrok podpisany, no, to zobaczymy!...
— Jedźmy!... — dodał — każ otworzyć, Gourvillu.
— Ostrożnie, panie, — rzekł tenże, — pan opat Fouquet jest za drzwiami.
— A!.. mój brat?... — odparł Fouquet zgryźliwie, — to on się tam znajduje?... musi wiedzieć coś złego i rad jest, jak zawsze, że może mi to oznajmić?... Do djabła, jeżeli mój brat przyszedł, interesy moje źle idą, Gourvillu; czemużeś wpierw nie powiedział?... Byłbym się dał łatwiej przekonać.
— Obmawiasz go, panie łaskawy — rzekł Gourville, Śmiejąc się; — wcale nie w złych zamiarach przybywa.
— Teraz stajesz w jego obronie, — oburzył się Fouquet — to człowiek bez serca, bez zdrowego rozumu, pożeracz mojego majątku.
— Wie, żeś pan bogaty.
— Pragnie mnie zrujnować.
— Nie... pragnie tylko czerpać z pańskiego worka, ot i wszystko.
— Dosyć, dosyć!... sto tysięcy dukatów w przeciągu dwóch lat!... Do licha!... to z mojej kieszeni, Gourvillu, a ja znam swoje rachunki.
Gourville uśmiechnął się chytrze.
— Tak, chcesz powiedzieć, że to król płaci — rzekł minister; — a!... Gourvillu, nie pora na złośliwe żarty.
— Panie mój, nie gniewaj się...
— Idź, odpraw opata; nie mam teraz ani grosza.
Gourville podszedł do drzwi.