Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/213

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   213   —

    — Nie byłeś zatem u mnie, w La Fere?...
    Raul zaczerwienił się.
    Athos popatrzył na niego okiem badawczem i pełnem spokoju.
    — Myliłbyś się, nie wierząc mi, panie, — mówił Raul, — czuję dobrze, iż się zarumieniłem, lecz to pomimowolnie. Pytanie, które raczyłeś mi zadać, jest tego rodzaju, że budzi we mnie tysiączne silne wrażenia. Rumienię się wiec, bo czuje się wzruszonym, a nie dlatego, abym kłamał.
    — Wiem, Raulu, że nie kłamiesz nigdy.
    — Nigdy, panie.
    — Zwłaszcza, że toby źle było z twej strony; chciałem ci więc powiedzieć...
    — Wiem dobrze, panie. Chcesz mnie zapytać, czy nie byłem w Blois?
    — Nieinaczej.
    — Nie byłem tam; nie widziałem nawet osoby, o której chcesz mówić.
    Przy tych słowach głos Raula drżał.
    Athos, wysoki znawca w kwestjach drażliwych, pośpieszył dodać:
    — Raulu, ty mi odpowiadasz z bólem, ty cierpisz?...
    — Ogromnie, panie; zabroniłeś mi jechać do Blois, aby odwiedzieć pannę de La Valliere.
    I na tych słowach młodzian zatrzymał się. Słodkie to imię, tak rozkoszne do wymawiania, rozdzierało mu serce, pieszcząc usta.
    — I dobrze zrobiłem, Raulu — pośpieszył przerwać mu Athos. — Nie jestem okrutnym ani niesprawiedliwym ojcem; szanuję prawdziwą miłość; lecz dla ciebie myślę o przyszłości... o przyszłości wielkiej. Nowe rządy niby jutrzenka zabłysną; młodego, pełnego ducha rycerskiego króla wojna powołuje. Temu zapałowi bohaterskiemu potrzeba szeregu pomocników młodych i wolnych, którzy z zapałem pędzić będą na strzały i padając wołać: Niech żyje król!... zamiast wołać: Żegnaj mi, żono!... Pojmujesz to, Raulu. Jakkolwiek nieludzka wydaje ci się ta mowa, radzę ci jednak w nią wierzyć i odwrócić wzrok