Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/206

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   206   —

    — Tak sądzisz?... — wykrzyknął, czerwieniąc się, Ludwik XlV-ty.
    — W prochby mnie starł w przeciągu tygodnia, Najjaśniejszy Panie; Wasza Królewska Mość polecasz mi kontrolę, do której nieodzowną jest siła. Przy nadintendencie intendent to znaczy niższość.
    — Oparcia żądasz... nie polegasz więc na mnie?
    — Miałem już zaszczyt powiedzieć Waszej Królewskiej Mości, iż za życia pana Mazariniego drugą figurą w królestwie był pan Fouquet; lecz ze śmiercią tamtego, on stał się pierwszą.
    — Panie, dziś daję ci jeszcze swobodę mówienia mi wszystkiego, co ci się podoba; lecz pamiętaj, że jutro już tego nie ścierpię.
    — W takim razie staję się bezużytecznym dla Waszej Królewskiej Mości.
    — Już jesteś nim, skoro obawiasz się narażać, służąc mojej sprawie.
    — Ja obawiam się tylko, aby mi nie zagrodzono drogi do tego.
    — Czego więc żądasz?
    — Żądam, aby Wasza Królewska Mość dodała mi pomocników w zajęciach intendentury.
    — W takim razie urząd twój traci na wartości.
    — Lecz zyskuje na bezpieczeństwie.
    — Dobierz więc sobie towarzyszów.
    — Panowie: Breteuil, Marin, Herrard.
    — Jutro wyjdzie rozporządzenie.
    — Dziękuję ci, Najjaśniejszy Panie!
    — Czy to już wszystko, czego żądasz?
    — Nie, Najjaśniejszy Panie, jeszcze jednej rzeczy..
    — Jakiej?
    — Pozwól mi utworzyć izbę sprawiedliwości.
    — Nacóż ona?
    — By oddać pod sąd tych, co wzięli w antrepryzę pobór podatków, i tych, co dzierżawią dochody, a którzy od lat dziesięciu czynią nadużycia.