Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/200

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   200   —

    — Masz słuszność; jasność przedewszystkiem, wszak prawda?.
    — Tak, Najjaśniejszy Panie, jasność. Bóg jest Bogiem, bo stworzył światło.
    — A zatem!... gdybym dziś naprzykład, skoro pan kardynał umarł, a ja zostałem królem, gdybym dziś chciał mieć pieniądze?...
    — Nie dostałbyś ich. Najjaśniejszy Panie.
    — A to szczególne, jakto, mój naczelny nadzorca nie znalazłby dla mnie pieniędzy?...
    Colbert potrząsnął przecząco wielką swoją głową.
    — Cóż znowu?... — odezwał się król — czyż dochody państwowe są zadłużane do tego stopnia, że przestały już być dochodami?...
    — Tak, Najjaśniejszy Panie, do tego stopnia.
    Król ściągnął brwi.
    — Kiedy tak — rzekł — zwołam wszystkich posiadających przekazy na skarb, ażeby uzyskać od nich ustępstwa, nabędę przekazy tanim kosztem.
    — Niepodobna, bo przekazy zostały zamienione na bilety bankowe, a dla dogodności obiegu i ułatwienia tranzakcyj, tak są rozdrobnione, iż niepodobna już dziś ich wydostać odrazu.
    Ludwik, nader wzburzony, przechadzał się wzdłuż i wszerz, z brwiami mocno ściągniętemi.
    — Lecz gdyby tak było, jak mówisz, panie Colbert — rzekł, nagle się przed nim zatrzymując, — to byłbym zrujnowany, zanim zacznę panować?...
    — Tak jest, wistocie, Najjaśniejszy Panie — odparł niewzruszony zestawiacz cyfr.
    — Jednakże pieniędze gdzieś są, mój panie?..
    — Są, Najjaśniejszy Panie, a nawet na początek przynoszę Waszej Królewskiej Mości spis kapitałów, o których pan kardynał Mazarini nie chciał czynić wzmianki w swoim testamencie, ani w żadnym innym akcie, lecz mnie jednemu je powierzył.
    — Tobie?...