Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

— Nie, mój synu; to tylko powiedzieć ci chciałam, że zauważyłeś zapewne dzisiejszego wieczoru, iż pan kardynał jest bardzo chory.
Ludwik patrzył na matkę, szukając w jej głosie wzruszenia, lub oznaki bólu na obliczu... Twarz Anny Austrjackiej lekko była zmieniona, cierpienie to jednak czysto osobistą nosiło cechę.
Kto wie, czy przyczyna tej zmiany nie był rak, co jej łono poczynał toczyć.
— Tak, pani, — odpowiedział król, — tak, pan Mazarini bardzo jest chory.
— A byłaby to wielka strata dla królastwa, gdyby Jego eminencje Bóg miał powołać do siebie. Wszak zgadzasz się ze mną w tym względzie, mój synu?..
— Tak, pani, z pewnością byłaby to ogromna strata dla królestwa, — odparł, czerwieniąc się Ludwik; — lecz, o ile mi się zdaje, niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie, a wreszcie pan Mazarini nie jest jeszcze tak stary.
Zaledwie Ludwik słów tych dokończył, gdy woźny, uniósłszy portjerę, stanął z papierem jakimś w ręku, czekając, aby król go pierwszy zapytał.
— Co to takiego?... — przemówił do niego król.
— Pismo od pana kardynała — odparł woźny.
— Daj je — rzekł król.
I, wziąwszy do ręki papier, miał go już otworzyć, gdy naraz w galerii, w przedpokojach i w dziedzińcu powstał szmer i hałas niezwykły.
— O!... o!... — odezwał się Ludwik XIV, który zrozumiał widocznie,, skąd to pochodzi — jak mogłem mówić, iż jeden jest tylko król we Francji. Omyliłem się, dwóch ich jest przecie.
— Nie jest on, jak sądzisz mój synu, właściwie królem, — rzekła Anna Austrjacka, — jest tylko człowiekiem zanadto bogatym, nic więcej.
A słowom tym towarzyszył wyraz najwyższej nienawiści; gdy przeciwnie czoło Ludwika, umiejącego panować nad sobą,