Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urzędnicy tego rządu muszą być zawsze nieugięci; to jedyny sposób uchronienia Francji od nowych nieszczęść.
— Cóż ja na to, droga pani, poradzić mogę — z uśmiechem zaznaczył de Villefort. — Podprokurator królewski ma możność działania wtedy dopiero, gdy zło spełnione już zostało.
— Powinien zło to naprawić.
— Nie, my nie naprawiamy złego, ale się za nie mścimy tylko i nic ponad to.
— O!... panie de Villefort — wtrąciła młoda córka hrabiego de Saint-Meran — postaraj się pan o jaki zajmujący proces, w czasie gdy będziemy w Marsylji. Nie byłam nigdy na żadnej sprawie kryminalnej, a to ma być bardzo ciekawe.
— Rzeczywiście bardzo ciekawe — odpowiedział podprokurator — ciekawe o tyle, że zamiast tragedji fantastycznej, widzimy dramat prawdziwy, zamiast boleści udanych — mamy rzeczywiste.
Gdy de Villefort kończył mówić słowa te, zbliżył się do niego kamerdyner i zaczął coś szeptać do ucha. Ten wtedy powstał od stołu i przeprosił zebranych, że musi ich opuścić.
— Jakież to obowiązki wzywają pana — zapytała panna de Saint-Meran, z wyrazem trwogi na twarzy.
— Niestety!... wzywają mnie do chorego, który, jeżeli mam wierzyć temu, co mówią, znajduje się w stanie bardzo niebezpiecznym i jego choroba skończyć się może na rusztowaniu.
— Boże Wielki — wykrzyknęła Renee de Saint-Meran — i silnie zbladła.
— Czyż istotnie sprawa jest tak poważna? — zapytano z paru stron.
— Zdaje się, że odkryto jakiś spisek bonapartystowski.
— Czy podobna?!
— Oto list denuncjacyjny.
I de Vilefort odczytał znany nam już list, przez Danglarsa napisany.
— List ten — zauważyła Renee — jest bez podpisu i adresowany do prokuratora królewskiego, nie do pana.
— Tak, że jednak prokurator królewski jest nieobecny, list