Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze jest cierpienie początkowo — sentencjonalnie powiedział Danglars. — Szczęśliwy, szczęśliwy istotnie, jest ten przyszły kapitan Faraona. Chciałbym choć przez dwanaście godzin nazywać się Dantesem.
— Chodźmy już może? — odezwał się słodki głos Mercedes. — Już druga wybiła, a nas tam czekać mają o wpół do trzeciej.
— Tak jest, już czas, idziemy — rzekł Dantes, podnosząc się z krzesła.
— Chodźmy! Chodźmy! — powtórzyli chórem goście.
W tejże chwili Danglars, który nie spuszczał oka z Fernanda, siedzącego przy oknie, spostrzegł, jak ten potoczył obłąkanym wzrokiem, powstał nagle, jakby piorunem rażony i padł z powrotem na krzesło, na którem siedział.
Jednocześnie rozległ się głuchy szmer na schodach, słyszeć się dał gwar zmieszanych głosów, nakoniec szczęk broni przytłumił okrzyki biesiadników i zwrócił na się powszechną uwagę.
Odgłosy zbliżały się, aż nakoniec rozległy się trzy mocne uderzenia w drzwi. Wszyscy spojrzeli po sobie.
— W imieniu prawa — dał się słyszeć głos grzmiący, któremu nikt nie śmiał odpowiedzieć.
Drzwi się otworzyły wreszcie i wkroczył przez nie komisarz, przybrany w oznaki swego urzędu, z czterema zbrojnymi żołnierzami i sierżantem.
Trwoga objęła wszystkich.
— Co to znaczy? — zapytał pan Morrel, podchodząc do komisarza, którego znał osobiście — to chyba pomyłka jakaś?
— Jeżeli to pomyłka, szanowny panie Morrel, to bądź pewien, że się natychmiast wyjaśni. Tymczasem mam rozkaz aresztowania, jakkolwiek przykre mi jest to bardzo. Kto tutaj, panowie, jest Edmundem Dantesem?
Oczy wszystkich zwróciły się na młodzieńca, który, aczkolwiek silnie wzruszony, zachował jednak całą swą godność i postąpił naprzód parę kroków.
— Ja nim jestem. Czego pan żądasz ode mnie?