Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ten pan zna mnie dopiero od pięciu minut. Mówisz pan zawsze głupstwa!...
Kobiety nie mają litości nad mężczyznami, których nie kochają.
Hrabia oblał się rumieńcem i przygryzł sobie wargi.
Litowałem się nad nim, bo zdawał się być podobnie jak ja mocno zakochanym w Małgorzacie a jej przykra otwartość sprawiała mu zapewne wielką boleść, mianowicie w obecności obcych.
— Kiedyśmy wchodzili, grałaś pani — rzekłem dla sprowadzenia na inną drogę rozmowy — czybyś pani więc nie zrobiła tej przyjemności, uważając mnie za dawnego znajomego, grając dalej.
— Oh, zawołała — rzucając się na kanapę i dając nam znak, byśmy to samo zrobili — Gaston wie dobrze jak ja grywam. To dobre jest wtedy, kiedy jestem sama, lecz nie chciałabym pana poddawać takim torturom.
— Zachowujesz je pani dla mnie — wtrącił hrabia de N. z uśmiechem, usiłując mu nadać wyraz ironii.
— Masz pan słuszność, tak mówiąc, nie inaczej.
Biedny ten człowiek zdecydował się już nie wyrzec ani słowa. Rzucił na młodą kobietę wzrokiem prawdziwie błagalnym.
— Powiedz mi, Prudencyo, czyś zrobiła to, o com cię prosiła?
— Zrobiłam.
— To dobrze, opowiesz mi to później. Mamy ze sobą dużo do pomówienia i nie odejdziesz stąd przedtem.