Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, zdaje się, że jest samą.
— A to się nudzi okropnie — wtrącił Gaston.
— Przepędzamy prawie zawsze wieczory razem, nie kładzie się nigdy prędzej, jak o drugiej rano, nie może spać wcześniej.
— Dlaczego?
— Chorą jest na piersi i ma ciągle gorączkę.
— Czy niema kochanka? — spytałem.
— Gdy ja wychodzę od niej, to i wszyscy wychodzą, lecz nie ręczę, czy nie przyjmuje kogo po naszem odejściu, często bardzo spotykam u niej wieczorem, niejakiego hrabiego N., któremu się zdaje, że posunął swe interesa, jeśli ją odwiedza o jedenastej i jeśli ją obdarza klejnotami o ile tylko ona chce, lecz Małgorzata nie może go znosić i źle robi, bo to człowiek bardzo bogaty. Mówię jej czasem: moje dziecię, to człowiek, jakiego ci trzeba! Ona, wysłuchawszy tego, odwraca się i odpowiada mi, że jest bardzo głupi. Niechaj będzie głupi, co to ją może obchodzić, miałaby pozycyę, bo ten stary książę, lada dzień umrze. Starcy są samolubni, rodzina robi mu ciągle wyrzuty o Małgorzatę, oto dwie przyczyny, dla których nic jej nie zapisze. Kiedy jej daję rady, odpowiada, że będzie dość czasu na to, by po śmierci księcia wziąść się do hrabiego.
— To nie jest wesołe — mówiła dalej Prudencya — tak żyć jak ona żyje. Ja to dobrze znam. Ten stary jest wcale niesmaczny, nazywa ją swoją córką, chodzi koło niej, jak około swego dziecka, siedzi jej prawie ciągle na karku. Zaręczam, że w tej chwili jeden z je-