Przejdź do zawartości

Strona:PL Ajschylos - Oresteja I Agamemnon.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomiędzy najbliższymi! O, jakżeż radośnie
Krzyczała ni to w bitwie, gdy zwycięstwo rośnie,
Szczęśliwa, że ocalon powraca do domu,
Ty wierz mi, albo nie wierz! Nie chcę-ć ja nikomu
Narzucać swojej prawdy — ale przyszłość bliska,
Że z płaczem nie odmówisz mi wieszczki nazwiska.
CHÓR: Pojmuję Tyestesa okrutną biesiadę
Z rodzonych jego dzieci i trwogi mnie blade
Nachodzą na tę prawdę, szczerą, bez pozoru —
Lecz to, co teraz słyszę, wytrąca mnie z toru.
KASANDRA:
Powiadam ci, że ujrzysz mord Agamemnona.
CHÓR:
Niech słowo to nieszczęsne na uściech twych skona!
KASANDRA:
Nieszczęsne będzie każde me słowo w tej porze.
CHÓR:
Gdy spełni się — lecz nigdy spełnić się nie może!
KASANDRA:
Tak pragniesz, a tam mord się gotuje niegodnie.
CHÓR:
A jakiż to mąż chciałby wykonać tę zbrodnię?
KASANDRA:
Nie dajesz sobie rady z treścią wróżby mojej.
CHÓR:
Kto mord ten ma wykonać, na tem sprawa stoi.
KASANDRA:
Językiem wszak helleńskim mówi duch przeze mnie.
CHÓR:
I pytja po helleńsku obwieszcza swe ciemnie.
KASANDRA: O rety! O rety!
O, jakiejż znów płomiennej doznaję podniety!
Licejski Apollinie![1] Biada mi, o biada!

  1. licejski Apollo. — Apollina czczono także i w Licji (Azja Mniejsza).