Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Od chwili, kiedy wyszedł z matczynego łona,
Służyła mu cierpliwie, nigdy niezmęczona.
Na krzyk najcichszy w nocy zrywałam się z łóżka,
Trud wszelki lekceważąc, wierna jego stróżka...
I wszystko to napróżno!... Juścić jest głupiutki,
Jak zwierzę, taki dzieciak; trzeba znosić skutki —
Nieprawda? — i za niego myśleć o wszelakiej
Godzinie. Jeść mu dawać i pić, w powijaki
Owijać, zważać na to, czy go czasem trocha
Nie boli żołądeczek. Doglądaj pieszczocha,
A jednak nie doglądniesz: wówczas do pieluszek
Zabieraj się, naprawiaj, co zawinił brzuszek.
Tak, praczką juścić byłam i niańką. Podwójne
Zajęcie miałam, wiecie, gdy me oko czujne
Oresta pilnowało, tej dumy ojcowskiej...
I dzisiaj on nie żyje! A ja, pełna troski,
Zmuszona jestem wzywać domu przeniewiercę
I patrzeć, jak się cieszyć będzie jego serce.
PRZODOWNICA CHÓRU:
A jakżeż on ma przybyć w tej gorzkiej potrzebie?
CYLISSA:
Co znaczy to? Wytłumacz! Nie rozumiem ciebie.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Czy z świtą, czy samemu pojawić się każe?
CYLISSA:
Z nim razem mają przybyć kopijników straże.
PRZODOWNICA CHÓRU:
O, tego mu nie gadaj! Niech nasz wróg przybędzie
Sam jeden na rozmowę — takie masz orędzie.
Co tchu mu donieś o tem! I ciesz się! Rzecz posła,
Ażeby myśl tajemna w jawny czyn wyrosła.
CYLISSA:
Czyś jeszcze jest przy zmysłach? Po tej wiadomości?