Strona:PL Agaton Giller-Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi t. 1 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

góry łagodniej pochylone, porosłe różodrzewem, gajami brzeziny, a w głębi ciemnym borem sosny i modrzewi; na głównym zaś planie krajobrazu rozwija się, jak w panoramie głęboka dolina, niknąca między dalekiemi górami w błękitnej mgle. Popędziłem konia, znikła mi z oczu Pawłówka, huta, i wjechałem w część doliny bardzo ponurą; gdy na jej ścianach zieleni się już trawa i pękają pączki drzew, na dnie między chwastami leżą jeszcze bryły lodu i śniegu. Im bardziej w głąb, tem dolina staje się dzikszą i pustszą. Czałbucza pod wydętym lodem płynie po kamieniach, a nad nią wznosi się prostopadle ogromna skalista góra, której boczna ściana poryta i rozdarta, pełna jest skalistych żłobów i urwisk. W nich chowają się gniazda krucze; młode kruki fruwając ze skały na skałę próbują swoich skrzydeł i przeraźliwym krzykiem witają starych, niosących im pokarm. Droga się zwęża i staje się kamienistą, a dolina ciemniejsza; w niej mnóstwo pobocznych dolin ma swoje ujście. Zwróciłem się w jedną z nich na prawo: nigdzie ani śladu zieloności, woda huczy pod lodami, trawy wypalone, drzewa okopcone lub dogorywające, wszędzie popiół i węgiel. Każda z pobocznych dolin ma znowuż swoje pobocznice, swoje wądoły i wąwozy, które razem tworzą siatkę okrywającą kraj cały, a z której jak z labiryntu człowiek nieznajomy nie trafi do swego mieszkania. Poboczne doliny są zupełnie puste; nigdzie nie słychać człowieka, nie widać chaty, czasami tylko latem, można tu spotkać pastucha, strzelca lub włóczęgę, który uciekłszy z karyjskich kopalni, temi dolinami przemyka się na zachód, zawsze ostrożny, a często niebezpieczny dla tych, co go spotkają.
Przeszłego roku w tej samej dolinie włóczędzy (brodiagi) spotkali żołnierza niosącego jadło dla swoich kolegów będących na sianokosie, i zapewno z obawy, żeby ich nie wydał, powalili go na ziemię i poderżnęli mu wszystkie żyły w nogach. Krew ubiegła i nieszczęśliwy prędko życie skończył.
Jadąc tą wygorzałą, czarną, zawaloną drzewami okolicą, miałem w myśli nie pożądane spotkanie włóczęgów; szczęściem nie spotkałem żadnego. Prawie cały kraj na północ od Szyłki jest bezludny, a im bardziej na północ, tem rzadziej