Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Po burzy 12.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zofia. Tak jest, nie będziemy jedli ani pili nic a nic i pomrzemy.
Kanikuła. Zosiu, dziś moje urodziny...
Gertruda (do męża). Otóż widzisz, tak się dzieje, jeżeli w domu bywa bezpłatny praktykant. (głośno do Zofii) Ależ moja Zosiu i tak o twoim przyszłym mężu twoje ciotki będą decydować.
Kanikuła. A przecież nie można lekceważyć dwóch takich sukcesji, one zapewniają ci przyszłość.
Zofia. Ale ciotki będą tak długo przebierać, aż i ja się zestarzeję, jak one.
Kanikuła. Zosia ma rację; już siedmnastu konkurentom odpaliliśmy z powodu tych sukcesji i dziwnych żądań moich sióstr.
Zofia (płacząc) Bo moje ciotki będą wybierać, przebierać tak długo, aż zgorżknieję, skwaśnieję, jak one i zostanę... zostanę... (z silniejszym wybuchem płaczu) starą panną!
Gertruda. Ależ Zosiu uspokój się! (biegnie do okna) Słychać turkot...
Kanikuła. To pewnie moje siostry! Zosiu idź zmyj oczy. Wstydź się płakać. (całuje ją — Zosia wychodzi).

SCENA VI.
Kanikuła — Gertruda — Rozalia — Eufrozyna.
(Rozalia i Eufrozyna wpadają. Obie ubrane są z pewną komiczną pretensją, lecz bez wielkiej przesady Rozalia ma pince-nez na nosie, Eufrozyna dużo biżuterji i zegarek złoty, na który ciągle spogląda otwierając ostentacyjnie koperty złote).

Rozalia i Eufrozyna (wpadając) Ach! Wojtuś! Wojtuś! Cóż to za burza!
Kanikuła (prowadzi je do kanapy) Drogie siostry! Jakże się cieszę! Cóż się stało?
Rozalia i Eufrozyna. Ach Wojtusiu! Wojtusiu!
Gertruda. Ależ uspokójcie się!
Eufrozyna. Wojtuś! eteru!!
Rozalia. Wody kolońskiej! (Kanikuła podaje Eufrozynie pomadę w słoiku — Gertruda Rozalii wodę kolońską).
Rozalia (nacierając sobie skronie, ręce i całe ubranie nakrapiając) Konie.. się.... (nakrapiając) spłoszyły... (nakrapia) od... czerwonego... parasola...
Kanikuła. A niechże cię!.. Znowu ten nieszczęsny parasol!
Eufrozyna. Co ty mi dałeś? To nie eter ale topolowa pomada i do tego zepsuta!..
Kanikuła. Ach przepraszam!... Gwałtu! cóż to za dzień dzisiaj! Józefie! Józefie! (Józef wpada) Bałwanie jakiś! Dlaczego nie wyrzuciłeś tego parasola? Masz tu słoik, posmaruj sobie głowę a potem wyrzuć.
Józef. Dobrze panie!
Kanikuła. Józefie! herbaty gorącej.
Eufrozyna. Dla mnie lemoniady!
Kanikuła (do Józefa — który za każdem wołaniem wpada) Nie trzeba herbaty! Przynieś lemoniadę!
Rozalia. Ja piję czekoladę. To uspokaja...
Kanikuła (j. w.) Józefie! Dla panny Eufrozyny... lemoniadę... a dla panny Rozalii... czekoladę!... Tylko nie pomieniaj!