Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 21.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że ja, gdy się mówi o zasadach, nie znam wyjątków, przeto nie zwracałem na to uwagi...
Anzelm. (rozpaczliwie) Lecz cóż Hortenzya na to?
Dyonizy. Cóż mówić mogła, kiedy nie jej, lecz Eufrozynie oświadczyłem się?
Anzelm. To stare pudło pewnie nieuważało za stósowne wyprowadzić cię z błędu?
Dyonizy. Kiedyż i ojciec milczał — prawda, że był nieobecny...
Anzelm. A matka?
Dyonizy. Matka przyjęła z rezygnacyą oświadczyny, nawet łzy widziałem, mniemałem jednak, że to zwykłe rozczulenie, bez którego ceremonja deklaracyjna obejść się nie może.
Anzelm. Wuju! ja tego ciosu nie przeżyję! Hortenzyę kocham, Eufrozyny znieść nie mogę!
Dyonizy. Cóż ja na to poradzę?
Anzelm. Przyznaj się po prostu, żeś bąka strzelił, a wszystko da się jeszcze naprawić. Hortenzyę przebłagam, o Eufrozynę jestem spokojny.
Dyonizy. Siostrzeńcze! tyle łożyłem na twoje wychowanie, a ty odpłacasz mi się taką niewdzięcznością, chcesz okryć twego opiekuna śmiesznością?
Anzelm. Więc mam może żenić się z Eufrozyną?
Dyonizy. O cóż ci chodzi? Hortenzya za lat 10 jeżeli nie gorzej, to tak samo będzie wyglądać, jak obecnie Eufrozyna, nie jestże to wszystko jedno?
Anzelm. Za lat dziesięć? a to wyborne! Nie, sto razy nie! prędzej w łeb sobie palnę, niż wuja usłucham.
Dyonizy. Pomyśl, że tu idzie także o Eufrozynę, cóż sądzić będzie o mnie? chyba, że chciałem z niej zadrwić, panna to nie pierwszej młodości, lecz nader miła, serdeczna, otwarta..
Anzelm. Gdyby moją rękę przyjęła, byłaby nikczemną, zresztą jeżeli się tak wujowi Eufrozyna podoba, to niech się wuj sam z nią ożeni.
Dyonizy. Szalona pałko!
Anzelm. Nie widzę innego sposobu dla uratowania honoru i zasad wuja.
Dyonizy. Tak mówisz? (do siebie) Dyonizy, zbierz no twoje zmysły; wszak rozum to twój nieodstępny towarzysz.. Zmuszać go, kiedy jej nie kocha, byłoby niegodnie... Jak wybrnąć z tej kabały? Również zadrwić z Eufrozyny, z starego panieństwa, tem bardziej, iż ona milutka, skromna... a co najważniejsza, że całe życie salwowałem siebie, a teraz powiedzą, iż żadnego taktu nie mam... ten zarzut byłby dla mnie strasznym ciosem.... niema sposobu, niema wyjścia, chyba sam się z Eufrozyną ożenię... to taka luba dziewczyna, a że nie młoda, będę assekurowany. Tak, sam się oświadczę — ocalę Anzelma! (do Anzelma) Anzelmie, proś tu całą rodzinę.
Anzelm. Co wuj zamierza uczynić?
Dyonizy. Polegaj na mnie, twój wuj nie w takich był tarapatach, a zawsze wybrnął.
Anzelm. Jak się ta nie komiczna komedya zakończy? (odchodzi)