Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 19.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczuć, dając tem samem przyzwolenie z mej strony. Odbycie ceremonji i zamiana pierścionków, łzy, itp. na co wszyscy członkowie rodziny niewątpię zaproszeni będą, nastąpi i tak później.
Agnieszka. A, zapewne, zapewne!
Dyonizy. A więc dla skrócenia dyskussyi podaj mi pani rękę, a rzecz będzie skończoną. (Agnieszka skonfundowana podaje rękę — ogląda się mówiąc) Gdzież ten mąż się zapodział?
Dyonizy. Widzisz pani, jak od zasady raz przyjętej nienależy odstępywać; któż może zaręczyć, czy Anzelm byłby nie prosił o rękę Hortenzyi lub Rozaliny, lecz to byłoby z krzywdą dla Eufrozyny, która stosownie do wieku powinna pierwsza iść za mąż.
Agnieszka. Byłam nawet przekonaną, że pan Anzelm o Hortenzyi myśli...
Dyonizy. Na cóż byłoby mu się to przydało w obec moich i państwa zasad? (po chwili) Teraz wypada nam przejść do drugiej niemniej ważnej kwestyi, t. j. do posagu.... w dzisiejszych praktycznych czasach nie wolno tego pomijać.
Agnieszka. Możeby właściwiej było z moim mężem o tej sprawie pomówić?
Dyonizy. Niema potrzeby, gdyż posagu nieżądam; niemam zresztą do tego prawa, bo i ja ze swej strony memu siostrzeńcowi chociaż bym mógł, niedam nic, ani szeląga; niezgadzało by się to z mojemi zasadami, na wstępie zresztą ostrzegłem państwa, iż wuja w rodzinie najmniej cenię, i prosiłem jedyne tytułować mnie opiekunem.


SCENA XIII.
Ciż — Anzelm.

Anzelm. Łaskawa pani, drogi wujaszku! Wyjechałem naprzeciw wuja i rozminęliśmy się w drodze...
Dyonizy. Ot, jak zwykle szałaput, zamiast mnie tu oczekiwać gdzieś się zawieruszył.... dobrze, iż masz wuja, starego wyjadacza, dał on sobie radę bez ciebie (zwracając się do Agnieszki) dzięki pani.
Agnieszka. Zostawiam panów, i tak macie z sobą dużo do mówienia, (odchodząc do siebie) jeszcze chwilkę, a byłabym zemdlała. Zasady... zasady... niech go pan Bóg z jego zasadami.... (wychodzi)


SCENA XIV.
Dyonizy — Anzelm.

Dyonizy. Uściskaj swego wuja, trochę prośbą, trochę groźbą, krótko, oświadczyłem cię, zostałeś przyjęty i sprawa twego przyszłego małżeństwa najpomyślniej zakończona, z taktem i bez naruszenia moich lub cudzych zasad domowych.
Anzelm. Najserdeczniejsze dzięki wujowi, niewątpiłem nigdy o twej łasce dla mnie.
Dyonizy. Znasz mnie, wiesz przeto, iż niełatwo się decyduję lecz w tym domu, gdzie rządzą się taktem i zasadami łatwo mi to przyszło.
Anzelm. Nieprawdaż wujaszku? A jacy to mili ludzie..
Dyonizy. Prawda, prawda, jestem więc z wyboru twego zadowolony mój siostrzeńcze, a najbardziej, żeś uszanował zasadę...
Anzelm. Jaką zasadę?
Dyonizy. Bardzo naturalnie, skoro nie wybrałeś najładniejszej, ale najstarszą.