Strona:PL Adolf Abrahamowicz-Jego zasady 18.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ja pozostanę z szanownym opiekunem. A zabierzcie ze sobą wujaszka amerykańskiego (do córek), bo trzeba wam wiedzieć, że mamy i drugiego, nowego wujaszka.
Hortenzya. Wujaszku! Wujaszku! (Wincenty się przebudza) Chodź z nami do ogrodu.
Wincenty. A niema tam pasieki?
Hortenzya. Jest, i owszem jest.
Wincenty. To ja w takim razie nie towarzyszę; ja się pszczół boję.
Hortenzya. Nie obawiaj się wujaszku, pasieka jest, ale remanentowa, bez pszczół.
Wincenty. Jeśli tak to służę państwu. (do siebie) To mi dopiero kraj błogosławiony, pasieka jest i miód zapewne, a pszczół niema. (podaje rękę dziewczętom i podskakuje) Hip! hip!
Dziewczęta. Hip, hip! Wiwat wujaszek!
Filc. Zwaryował! (wychodzą)


SCENA XII.
Dyonizy — Agnieszka.

Dyonizy. Pragnąłbym z panią dobrodziejką otwarcie i bez ogródek pomówić, zauważyłem bowiem, że pani masz tu stanowczy głos.
Agnieszka. Jak w czem; n. p. co do córek mąż mój zupełnie na mnie polega.
Dyonizy. Otóż o jednej z nich chciałem właśnie mówić. Pani Dobrodziejko, jakkolwiek nie jestem wujem amerykańskim, mam jednak pod pewnym względem węch amerykański. Bez przesady, instynktowo czuję, że dom państwa jest pełen zasad i taktu, to też niech mi będzie wolno prosić o rękę panny Eufrozyny dla mego siostrzeńca.
Agnieszka. (skonfundowana) Hortenzyi....
Dyonizy. Wszak wyraźnie powiedziałem: Eufrozyny, bo gdyby mój siostrzeniec ważył się zuchwale sięgnąć po rękę której z młodszych córek i tym sposobem naruszył zasady domowe, nigdy, przenigdy nie podjąłbym się podobnej missyi.
Agnieszka. (coraz więcej pomięszana, ogląda się w około)
Dyonizy. Czy pani kogo szuka?
Agnieszka. Mąż mój gdzieś się zapodział. (do siebie) Ten awansowany dyurnista wszystko pogmatwał, a w chwilach krytycznych mną się wyręcza!
Dyonizy. A czy mąż pani koniecznie potrzebny? Sądziłem, że na ten związek od dawna się zgadza, bo gdyby nie był zdecydowany, to ja gotów jestem cofnąć się.
Agnieszka. Ależ uchowaj Boże! Mój mąż od dawna sprzyja panu Anzelmowi (ogląda się mówiąc do siebie) Gdzie on się zapodział?
Dyonizy. Więc to jest po prostu wahanie się macierzyńskie. Pojmuję je, a nawet wysoko cenię i poważam. Chwila to tak ważna dla matki, która kocha swą córkę.... ale mimo tego zechce pani dać odpowiedź; sprawy takie zwykłem załawiać[1] krótko i stanowczo: tak lub nie.
Agnieszka. (d. s.) Co tu począć, gotów zerwać? (gł.) Możebyśmy zaczekali na siostrzeńca, do odbycia finalnej ceremonii obecność jego jest konieczną, niezbędną....
Dyonizy. Wierzaj mi pani, iż obecność Anzelma w tej chwili jest już zbyteczną. (chrząka) Jako wuj i opiekun wypełniam ściśle jego życzenie i jestem li tłumaczem jego

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – załatwiać.